środa, 28 marca 2012

W krainie bluzeczkami i sweterkami płynącej...

Lumpeksy, szmateksy, second-handy czy ciucholandy. Nazw jest wiele, ale wszystkie oznaczają jedno - są to po prostu sklepy z używaną odzieżą. Jedni je uwielbiają, inni omijają szerokim łukiem. Można w nich znaleźć zarówno rzeczy w bardzo dobrym stanie (praktycznie nie noszone) jak i bardzo złym (zmechacone, poplamione, a nawet podarte).


Jak się w nich odnaleźć, czego szukać, na co uważać i jakich złotych zasad przestrzegać? Tego wszystkiego dowiecie się z dzisiejszego oraz kolejnego postu. Będą one dość długie, więc proponuję zrobić sobie dobrą herbatkę ( byle nie taką z prądem :P ) i zaczynamy!





 
W internecie można znaleźć mnóstwo artykułów na temat second-handów. Ja przedstawię Wam moją "historię" oraz punkt widzenia na tego typu sklepy. Zdradzę Wam także sposoby i sztuczki, których używam podczas cotygodniowych wypraw na lumpeksowe łowy :)



"Po pierwsze primo!"... czyli jak to się zaczęło?


Pasją do zakupów w ciucholandach zaraziła mnie babcia. Od małego łaziłam z nią do pierwszych tego typu sklepów. Początkowo (miałam ok. 6-7 lat) szukałam w nich zabawek i kompletnie nie interesowało mnie to co robiła w tym czasie babcia. Z biegiem czasu zaczęłam ją naśladować. Mieszałam w wielkich koszach, przeglądałam rzeczy na wieszakach i starałam się zaproponować coś, co mogłoby się jej spodobać.

Lata mijały, a moja pasja wynajdywania skarbów "za grosze" rosła. W dniu dostawy wstawałyśmy z babcią rano i szłyśmy na łowy. Oczywiście po paru latach stałego odwiedzania, Pani z lumpeksu stała się babci dobrą znajomą więc takie wyjścia trwały czasami i 2 godziny. Po powrocie do domu, pierwszą rzeczą jaką robiłam było rozkładanie wszystkiego na podłodze i oglądanie swoich zdobyczy. Siadałam i myślałam z czym by je "skomponować" (robię tak do dziś).

Niestety, gdy miałam 13 lat babcia zmarła, a bez mojej wiernej towarzyszki szmateksowe eskapady nie były już tym samym. I tak na kilka lat moja pasja poszła w kąt... Czas mijał, a w moim mieście powstawało coraz to więcej lumpeksów. Któregoś razu, postanowiłam wejść do jednego i zobaczyć "co w trawie piszczy". Oczywiście wyszłam z pełną siatką i wielkim uśmiechem na twarzy. Od tamtej pory (a było to 8-9 lat temu) jestem ponownie wierną fanką i chyba jedną z lepszych (wśród osób, które znam) "ambasadorek" szmateksów. Moja szafa w ponad połowie składa się z rzeczy w nich zakupionych. A co ważne: zupełnie się tego nie wstydzę. Wręcz odwrotnie! Dlaczego?








"Po drugie primo!"... czyli za co kocham lumpeksy?


  1. Uwielbiam niedowierzanie ludzi i pewnego rodzaju podziw w ich oczach kiedy mówie, że rzecz, która tak bardzo im się podoba nie pochodzi z najnowszej kolekcji Zary tylko z lumpeksu i kosztowała 5zł.

  2. Kupując coś w second-handach mam większą pewność, że nie spotkam drugiej, tak samo ubranej osoby jak ja (rzeczy z sieciówek mają to do siebie, że jeśli coś jest fajne to zazwyczaj nosi to pół miasta).

  3. Zamiast kupić sobie w sezonie 3-4 droższe rzeczy i mieć problem z czym je zestawić (bo przecież nie pasują one do wszystkiego), mogę pozwolić sobie na 20-30 ze szmateksu i stworzyć z tego ogromną liczbę stylizacji. Oczywiście, są rzeczy, w które po prostu warto zainwestować (skórzane baletki, dobrze skrojony płaszcz czy klasyczne, czarne szpilki - o tym więcej w kolejnych postach), gdyż będą służyć nam przez lata. Jednak na te "sezonowe rzeczy" według mnie nie ma sensu wydawać większych pieniędzy.

  4. Uczucie, kiedy znajduję coś super modnego, "markowego" czy po prostu innego niż wszystkie, za malutkie pieniądze jest bezcenne. Jak wygrana na loterii! I chyba to najbardziej lubię w tej całej zabawie.







"Po trzecie primo ultimo!"...czyli na co uważać?


Buszując po lumpeksach musimy uważać na bardzo zdradziecki czynnik, czyli cenę. Nasz mózg (z cała pewnością mój) działa na zasadzie: Tanie? To trzeba kupić! Przecież się opłaca! I to jak! Dzieje się tak zarówno w szmateksach jak i na wyprzedażach. Oczywiście, jak się później okazuje najbardziej korzystają z tego sprzedawcy. Widząc bluzeczkę za 2zł przecież nie powiemy jej NIE. No bo za 2zł? To nawet po domu będę nosić!. Tylko, że po powrocie do domu, okazuje się, że takich nieszczęsnych bluzeczek mamy 15 i ta kolejna, zamiast sprawić nam przyjemność powoduje tylko kłopot w postaci: Gdzie mam to wcisnąć, bo na półce "po domu" już się nie mieści! Dlatego musimy pamiętać o kilku ważnych zasadach:

  • To, że coś jest tanie, nie znaczy, że koniecznie musimy to kupić. Bez sensu jest mieć 5 takich samych czerwonych T-shirtów, 4 identyczne pary jeansów czy kilka marynarek o tym samym kroju.
  •  
     
  • Uważajcie na plamy, zmechacenia i dziury. Rzeczy w lumpeksach, zanim trafią do sklepów są prane. Jeśli plama została to znaczy, że na 80% nie zejdzie po czyszczeniu w domu. Zmechacenia nie zawsze dają się ładnie "ogolić". Poza tym, jeśli materiał już raz się zmechacił to będzie się to powtarzać przy kolejnych praniach. Co do dziur: nie każdą da radę ładnie zszyć czy czymś zakryć. 

  • Rzeczy za małe lub za duże. Złota zasada brzmi, że nie można kupować rzeczy ZA MAŁYCH. Ulubione stwierdzenie, że "przecież schudnę" jest bardzo zgubne. Jeśli schudniemy to super! Ale jeśli nie, (a tak się zazwyczaj dzieje) to taka przyciasna sukienka czy marynarka będzie nas tylko denerwować za każdym razem gdy na nią spojrzymy. Co gdy rzecz jest ZA DUŻA? Jeśli nie potrafimy szyć na maszynie i nie zrobimy tego samemu, a poprawka nie jest "drobna", to taka przeróbka u krawcowej może być po prostu nieopłacalna. Cena 5 zł za sukienkę może wzrosnąć do 55zł. Usługi krawcowej nie są wcale takie tanie...

  • KUPUJMY Z GŁOWĄ! Lumpeks to sklep jak każdy inny, w którym zostawiamy ciężko zarobione pieniądze. Cena nie może być głównym czynnikiem naszych zakupów.








Tyle w części I. Zapraszam na część II, gdzie oprócz informacji obiecanych we wstępie tego postu pokaże Wam moje "markowe" łupy.



8 komentarzy:

  1. Droga M.-świetny tekst,liczę na dalsze "kruczki"
    "szmateksowych polowań"
    Fanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam do śledzenia kolejnych postów.

      Usuń
  2. Też miałam kiedyś podejście kupowania 15-tej takiej samej bluzeczki, bo warto, teraz mi się pozmienialo,całe szczescie na lepsze. Lepiej polować w lumpach na cos nietuzinkowego niz zwykle t-shirty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Lepiej mieć kilka niepowtarzalnyh niż 10 identycznych, "takich sobie".

      Usuń
  3. lajkuję! Tekst wystrzelony w kosmos i bardzo życiowy! Pisz, kochana, pisz! Nie ociągaj mi się :)) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że "pomocny" bo o to głównie chodziło :)

      Usuń
  4. cool photos

    cute blog you have! :)

    I'd love if you could visit my blog www.7wondersblog.net, if you like it maybe we could follow each other?

    Georgi xx

    OdpowiedzUsuń