I co teraz? Przydałoby się jakieś zdjęcie wrzucić. Tak tradycyjnie, jak to na
blogu: takie tam w parku, z zaskoczenia przy huśtawce czy z "dziubkiem" przed lustrem… Ale co dalej? Czy na tym ma się opierać blog
modowy?
Przeglądając polski rynek szafiarek
zauważyłam, że głównie bazują one na zdjęciach stylizacji i nowych
„nabytków”. Parę osób pokazuje co pewien
czas swoje DIY (czyli Do It Yourself - wszelkiego rodzaju przeróbki i rzeczy
uszyte/zrobione samemu) lub wrzuca posty dotyczące szeroko pojętego designu ale
to nadal za mało. Dlaczego polskie blogerki i blogerzy zapominają o innych
ważnych aspektach blogów modowych jak np.: historia mody, przedstawienie
projektantów, omówienie najważniejszych marek itd.?
Mało który czytelnik bloga wie skąd
wziął się klasyczny trencz Burberry, tak często przywoływany w większości
wiosennych i jesiennych postów, czy chociażby tak popularne ostatnio Martensy,
które wprost z Przystanku Woodstock szturmem zdobyły szafy polskich blogerek.
Tak samo jest z polskimi i zagranicznymi projektantami. W mediach trąbi się teraz o oscarowych
stylizacjach i projektantach, którzy je stworzyli. Tylko, że poza Armanim i
Diorem większość osób nie kojarzy autorów reszty tak głośno komentowanych kreacji. Nie wiedzą kim jest Zuhair Murad czy
Elie Saab choć od kilku sezonów ich pokazy robią furorę a kobiety marzą o ich
sukniach.
Czytelnicy blogów często nie znają nawet podstawowych (według
autorów) marek, a jeśli już znają lub (co zdarza się częściej) kojarzą daną
markę to nie mają pojęcia skąd pochodzi, jaka jest jej historia i „misja”, czym
się wyróżnia itp. A przecież dobre poznanie marki pozwala nam lepiej się z nią
utożsamić. „Noszę Zare bo inni też noszą” albo „Noszę Zare bo ma fajne ciuchy”.
Ale dlaczego „ma fajne ciuchy”? Większość tzw. fanów tego sklepu nie zdaje
sobie sprawy, że rzeczy, które noszą są wiernymi kopiami najnowszych kolekcji
czołowych projektantów. Zara „chwali się” tym, że ich kolekcja pojawia się w
sklepach 2 tygodnie po najważniejszych pokazach mody, czyli jako pierwsi
oferują „ciuchy z wybiegu" w cenie przystępnej dla (większości) zwykłych
zjadaczy chleba. To między innymi jest tajemnicą ich spektakularnego sukcesu. Większość
klientów tego sklepu nie zdaje sobie sprawy, że kupili właśnie spodnie
wzorowane na ostatniej kolekcji Balmain czy żakiecik rodem z domu mody Chanel…
Mam nadzieję, że idea bloga, z którego będziecie czerpać
nie tylko inspiracje ale i wiedzę przypadnie Wam do gustu. Oczywiście oprócz
części „edukacyjnej” pojawią się także stylizacje, DIY, najnowsze trendy oraz
coś dla wielbicieli second-handów. Pomysłów mam mnóstwo więc nie ma na co czekać.
Who the hell is Chanel uważam za oficjalnie otwarty!
Super pomysl, bardzo oryginalny!
OdpowiedzUsuńJestem całkowicie za. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńpiękne słowa Pani M., ale zobaczymy co będzie dalej :):D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny post! choć 1 codziennie?! :*
OdpowiedzUsuńMimo szczerych chęci myślę, że będzie ciężko :)
UsuńPolskie blogerki i blogerzy bójcie się! Panna M. nadchodzi!:D
OdpowiedzUsuńBez przesady hehehe... Pokaże po prostu inny punkt widzenia ;)
OdpowiedzUsuń