sobota, 3 marca 2012

3...2...1...POSZŁO!!! Czyli o co tak właściwie chodzi?

I co teraz? Przydałoby się jakieś zdjęcie wrzucić. Tak tradycyjnie, jak to na blogu:  takie tam w parku, z zaskoczenia przy huśtawce czy z "dziubkiem" przed lustrem… Ale co dalej? Czy na tym ma się opierać blog modowy? 


Przeglądając polski rynek szafiarek zauważyłam, że głównie bazują one na zdjęciach stylizacji i nowych „nabytków”. Parę osób pokazuje co pewien czas swoje DIY (czyli Do It Yourself - wszelkiego rodzaju przeróbki i rzeczy uszyte/zrobione samemu) lub wrzuca posty dotyczące szeroko pojętego designu ale to nadal za mało. Dlaczego polskie blogerki i blogerzy zapominają o innych ważnych aspektach blogów modowych jak np.: historia mody, przedstawienie projektantów, omówienie najważniejszych marek itd.?


Mało który czytelnik bloga wie skąd wziął się klasyczny trencz Burberry, tak często przywoływany w większości wiosennych i jesiennych postów, czy chociażby tak popularne ostatnio Martensy, które wprost z Przystanku Woodstock szturmem zdobyły szafy polskich blogerek. Tak samo jest z polskimi i zagranicznymi projektantami. W mediach trąbi się teraz o oscarowych stylizacjach i projektantach, którzy je stworzyli. Tylko, że poza Armanim i Diorem większość osób nie kojarzy autorów reszty tak głośno komentowanych kreacji. Nie wiedzą kim jest Zuhair Murad czy Elie Saab choć od kilku sezonów ich pokazy robią furorę a kobiety marzą o ich sukniach.


Czytelnicy blogów często nie znają nawet podstawowych (według autorów) marek, a jeśli już znają lub (co zdarza się częściej) kojarzą daną markę to nie mają pojęcia skąd pochodzi, jaka jest jej historia i „misja”, czym się wyróżnia itp. A przecież dobre poznanie marki pozwala nam lepiej się z nią utożsamić. „Noszę Zare bo inni też noszą” albo „Noszę Zare bo ma fajne ciuchy”. Ale dlaczego „ma fajne ciuchy”?  Większość tzw. fanów tego sklepu nie zdaje sobie sprawy, że rzeczy, które noszą są wiernymi kopiami najnowszych kolekcji czołowych projektantów. Zara „chwali się” tym, że ich kolekcja pojawia się w sklepach 2 tygodnie po najważniejszych pokazach mody, czyli jako pierwsi oferują „ciuchy z wybiegu" w cenie przystępnej dla (większości) zwykłych zjadaczy chleba. To między innymi jest tajemnicą ich spektakularnego sukcesu. Większość klientów tego sklepu nie zdaje sobie sprawy, że kupili właśnie spodnie wzorowane na ostatniej kolekcji Balmain czy żakiecik rodem z domu mody Chanel…


Mam nadzieję, że idea bloga, z którego będziecie czerpać nie tylko inspiracje ale i wiedzę przypadnie Wam do gustu. Oczywiście oprócz części „edukacyjnej” pojawią się także stylizacje, DIY, najnowsze trendy oraz coś dla wielbicieli second-handów. Pomysłów mam mnóstwo więc nie ma na co czekać. 
 
Who the hell is Chanel uważam za oficjalnie otwarty!

8 komentarzy:

  1. Super pomysl, bardzo oryginalny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem całkowicie za. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękne słowa Pani M., ale zobaczymy co będzie dalej :):D

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na kolejny post! choć 1 codziennie?! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo szczerych chęci myślę, że będzie ciężko :)

      Usuń
  5. Polskie blogerki i blogerzy bójcie się! Panna M. nadchodzi!:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bez przesady hehehe... Pokaże po prostu inny punkt widzenia ;)

    OdpowiedzUsuń